Ponad tydzień temu wyruszyłem z Kraśnika by przemierzyć Centralny Szlak Rowerowy Roztocza. W Hrebennem wyruszyłem wzdłuż wschodniej granicy w kierunku Lutowisk. Trzecia część relacji opowiadała o Bieszczadach, a dziś znajdujemy się na pograniczu Bieszczadów i Beskidu Niskiego.
8
Budzę się wcześnie. Prognoza podpowiada, że na koniec dnia mocno popłynę, choć w tej części Bieszczadów niewiele na to wskazuje. Śniadanie i jeszcze raz zerkam na mapę. W zasadzie powinienem dziś zdecydować o dalszym kierunku … powrócić ku pogórzom i jechać ku północy czy jednak planować przebijanie się przez Beskid Niski w i tak mocno okrojonej ze względu na czas i pogodę formule. Będzie to rozkminka na dzisiejszy dzień. Lecz najpierw nadrabiam brakujące obiekty do zwiedzania. Na obrzeżu Cisnej zerkam jeszcze na kolejny cmentarz wojenny. Kolejny przystanek to Majdan i bieszczadzka wąskotorówka. W skansenie odrywam interesujący pojazd rowerowy 😀 . Wciąż trwa wspinaczka, lecz wkrótce po minięciu osady Żubracze trasa będzie raczej łagodnie opadać. Za jednym z zakrętów czuję zapach zwęglonego drewna. Nieco w bok od trasy znajduje się miejsce, gdzie jak dawniej wypala się węgiel drzewny. Po zdobyciu pozwolenia łapię w kadr ten odchodzący powoli w zapomnienie proces.

W Maniowie spacer do kapliczki ukrytej w dolinie Balniczki. Z pewnością wędrowałem tu kiedyś szlakiem, ale nikt wtedy nie myślał o odwiedzaniu zapomnianych miejsc leżących nawet blisko – choć w bok od szlaku. W Woli Michowej odkrywam kolejny kirkut i leżące koło siebie pozostałości cmentarza prawosławnego i wojennego. Tuż przed Smolnikiem wpadam na kolejnego sakwiarza, który jeszcze na „świeżości” jest w trakcie wspinaczki ku bieszczadzkim szlakom. To dobry pretekst na małą herbatkę i wymianę opowieści.

Droga zaczyna piąć się znów w górę to znak, że właśnie minąłem dolinę Smolniczka i jestem już w Beskidzie Niskim. W Łupkowie przeczekuję pierwszy tego dnia opad deszczu. Choć staram się nie wozić na rowerze produktów łatwo się psujących, to jednak nie odmawiam sobie przyjemności zaopatrzenia się w pobliskim szałasie w lokalne pyszności: wędzony ser i biały twaróg z czosnkiem niedźwiedzim. Umilą mi kolejnych kilka śniadań 😀 Jeszcze cerkiewka w Radoszycach i już jestem w Komańczy. Dzień trochę się wlecze i podświadomie czuję, że chyba będzie to ostatnia miejscowość na dzisiejszej trasie. Jest trochę zwiedzania … bo i deskal Andrejkowa i piękne murale. Cmentarze wojenne i klasztor nazaretanek gdzie internowany był prymas Wyszyński. Są też ciekawe cerkwie, a zwłaszcza ta drewniana odbudowana po pożarze.

Zagadnięty mieszkaniec opowiada mi na cmentarzu trudną powojenną historię tych ziem. Jeszcze zdobywam się na wysiłek, by zrobić, choć kilka kilometrów tego dnia, lecz dzień kończy się nagle. Ściana deszczu zniechęca do poszukiwania dalszych wrażeń. Tym bardziej że pogranicze Bieszczadów i Beskidu Niskiego sprawia wrażenie bardziej zagubionego w czasie. Osad tu mniej i skromniej ze sklepami. Z zadumy wyrywa mnie wiata stojąca przy stacji benzynowej, krótkie rzeczowe pertraktacje i ląduję z namiotem pod nią 😀 Ciepło i sucho, a zwłaszcza cicho … tylko krople deszczu rozbijające się o deszczówki dachu będą nocą śpiewały swoją kołysankę.
9
Poranek był wczesny. O 7 miałem już spakowany mandżur i rozglądałem się za miejscem na śniadanko. Postanowiłem cofnąć się te 2 km do Komańczy. Wypatrzyłem tam wczoraj fajną wiatę, a tuż obok sklep. Pomidorki do białego sera smakują bosko :D. Do śniadanka przyłącza się piechur wędrujący głównym szlakiem beskidzkim. Przede mną jeden z najdłuższych wyjazdowych odcinków. Będzie też sporo wspinaczki. Niestety będzie też deszcz.

Na początek wodospad w Komańczy / Dołżycy na potoku Dołżyczka. Leje tak, że nie nadążam wycierać obiektywu, a na dodatek jeszcze prawie bym się skąpał – byłby podatek dnia 😀 . Są też pozytywy, duża ilość opadów nadała mocy temu okresowemu wodospadzikowi 🙂 . Już wiem, że kilometry będą dziś wolno wpadać – taki dzień. Na pierwszą przerwę wybieram gospodarstwo „Przedbieszczady”. Mimo wczesnej pory i w sumie niezbyt turystycznego dnia znalazłem tam kubek ciepłej herbaty i miskę pomidorówki :d po takim restarcie można jechać dalej. Na horyzoncie Cerkiew św. Onufrego w Wisłoku. Pięknie spogląda na dolinę ze wzgórza, dlatego rower zostaje przy drodze, a ja idę na mały spacer. W Jaśliskach przystaję na cm wojennym. Będzie ich wkrótce coraz więcej. Zaczynają też zmieniać swój wygląd z typowo leśnych na bardziej hmmm … miejsca chwały i zadumy, ale o tym będę jeszcze pisał.

Tymczasem droga zaczyna wyraźnie opadać. Cieszę się tym zjazdem, bo wiem, że za chwilę rozpocznę najdłuższy tego dnia podjazd. Czas zmierzyć się z przełęczą Dukielską. Średnio mi się to uśmiecha, bo droga pełna tirów … Mniejszy pewnie niż zwykle ruch i to, że staram się być dość widoczny w tym deszczu, sprawia, że tiry raczej spokojnie mnie omijają. Waham się jeszcze czy nie skręcić do Zyndranowej, ale pomyślałem, że wolę to sobie zostawić na inny wyjazd po tym terenie. Wspinaczka trwa i z ulgą dostrzegam budynki przejścia granicznego. Zastawiam się czy nie ma znów jakichś zmian związanych z przekraczaniem granicy, ale stojący na poboczu patrol nawet się mną nie zainteresował 😀 . W spokoju zatem przekraczam granicę, podobnie jak czynili to od starożytności podróżnicy i handlarze. Przełęcz ta bowiem stanowi niezwykle wygodny punkt przekraczania grzbietu Karpat. Podobno komunikację utrudniają tu czasem silne wiatry. Dziś jednak pogoda jest stabilna i olewa mnie przez cały dzień. Przełęcz ta odgrywała również od wieków znaczenie militarne.

Niejednokrotnie granice państwa Wiślan przekraczały tu obce wojska. W czasie wojen światowych rozegrały się tu ciężkie boje. Największą operacją była ta tocząca się od września do listopada 1944r. Była to jedna z tych krwawych operacji toczących się na ziemiach polskich. Mówi się o prawie 200 000 poległych żołnierzy Arami Czerwonej, wojsk Czechosłowackich, sił Niemieckich i Węgierskich. Na przełęczy znajdziemy miejsce spoczynku poległych żołnierzy. Widnieją na nim nazwiska 1265 poległych żołnierzy z I Korpusu Armii Czechosłowackiej. Niedaleko jest też wieża widokowa i muzeum ze zgromadzonymi artefaktami z bitwy. W okolicy są też rozmieszczone eksponaty w postaci czołgów i militariów z czasów IIWŚ mające przywołać pamięć tej ciężkiej bitwy. Niestety historia wspomina, że operacja ta była jedynie polityczną grą Stalina zakrojoną na pozbycie się „niepewnych” i nie wypełni mu podporządkowanych politycznie sprzymierzeńców. Spędzam tu jeszcze trochę czasu, bo wiem, że tego dnia czeka mnie już tylko dłuuugi zjazd do Dukli i może nawet nocleg pod dachem … no cóż, zobaczymy 🙂 . Tymczasem po drodze jeszcze mnie podkusiłoby wjechać do sanktuarium Jana z Dukli no jak dziecko normalnie 🙂 , bo przecież stromo i fajnie. Na Dukielski rynek zajeżdżam już po zmroku i tradycyjnie w deszczu. Uwielbiam te gorące powitania w drzwiach schronisk: no skoro już pan jest 😀 . Tak byłem i miałem ochotę na wielkiego, ciepłego kotleta w towarzystwie kopytek i góry surówek 😀
10
Rankiem jeszcze słońce walczy z deszczem, ale prognozy są optymistyczne. Tradycyjnie dzień rozpoczynam od zwiedzania. Rynek, pałac, cmentarze z I i IIWŚ i miejsce spoczynku Jana z Dukli po drodze wpadnie jeszcze drewniany kościołek w Wietrznie, jednak najważniejszym celem na dziś jest dotarcie do „stolicy” polskiego Kuwejtu :). Im bliżej, tym ciekawiej. Już kilka km wcześniej pojawiają się wieże wiertnicze i szyby wydobywcze. Jak najbardziej czynne. To tu wydobywa się od wieków olej skalny, czyli … ropę naftową. Jej znaczenie zyskiwało, tym bardziej im więcej zastosowań tego surowca odkrywano. Początkowo wydobywano ją wykorzystując naturalne wysięki z czasem powstały pierwsze kopanki/studnie wydobywcze. Lecz potrzeby były coraz większe. Z ropy naftowej destylowano bowiem naftę mającą powszechne zastosowanie. Wynalazcą najlepszego sposobu jej destylacji był farmaceuta Ignacy Łukaszewicz. On to również wraz z Tytusem Trzecieskim – ziemianinem i inicjatorem założenia kopalni oraz Karolem Klobassa-Zrenckim – właścicielem gruntów doprowadzili do powstania pierwszego na świecie przedsiębiorstwa naftowego zlokalizowanego w Bóbrce.

W muzeum możemy prześledzić, jak powstaje ropa naftowa, historię i sposoby jej wydobycia, obejrzeć multimedialną wystawę o sposobach jej wykorzystania, a w skansenie zobaczyć zabudowania dawnej kopalni i czynne szyby wydobywcze, w których wciąż bulgoce ropa naftowa. Niezapomniana jest również wizyta w aptece samego magistra Łukaszewicza. Ciekawie przedstawiają się również eksponaty współczesne jak samochody, wiertnice, sprzęt poszukiwawczy … nad wszystkim zaś unosi się zapach petrodolarów 😀 zakaz palenia jak najbardziej wskazany. Czas spędzony w kopalni pozwolił na to, by wiatr przegonił chmury. Z zadowoleniem stwierdzam, że porywy dochodzące do 6-8m/s wieją mi lekko w plecy. Lekko co nie znaczy, że nie przeszkadzają … średnia prędkość z dnia całe 7,5km/h no moc jest!

Trasa będzie mnie dziś wiodła po Pogórzu Jasielskim, lecz panoramę będzie mi urozmaicał Beskid Niski z Magurą i Pogórze Dynowskie z Suchą Górą na szczęście nie będzie dziś większych podjazdów. Z wolna odhaczam Nowy Żmigród z ciekawym rynkiem i miejscami pamięci, nie omijam cerkwi w Pielgrzymce, podziwiam widoki rysujące się wzdłuż trasy, mały cmentarzyk wojenny oznaczony numerem 10 i skręcam do tego w Woli Cieklińskiej oznaczonego nr 11. Jadę błotnistą drogą gdy zza drzew pokazuje się … jak już wspomniałem cmentarze wojenne Beskidu Niskiego i okolic, a zwłaszcza terenów położnych bliżej Krakowa będą się zmieniać. Oczom mym ukazuje się mauzoleum. Składa się rotundy krającej prochy żołnierza niemieckiego i rosyjskiego oraz kamiennych tarasów. Pochowani są tu żołnierze polegli w walkach w Beskidzie niskim w dn 13-14 grudnia 1914r. oraz operacji gorlickiej 4-5 maja 1915r.

Za aranżację tego miejsca pochówku odpowiada słowacki architekt Dušan Jurkovič działający na zlecenie Oddziału Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie. O tym, czym zajmowała się ta instytucja, przeczytacie we wpisie z kolejnego dnia. Ten pierwszy kontakt tematem zostawia jednak we mnie niezapomniane wrażenie. Na pożegnanie z Podkarpaciem przystaję jeszcze w Bednarce na prawdziwie ekumenicznym cmentarzu. Jeszcze ostatnia fota z magurskim Parkiem Narodowym i licznymi w tej okolicy wieżami wydobywczymi ropy naftowej i wbijam do Gorlic. Niestety pojawiają się też pierwsze bardzo poważne problemy ze zdobyciem noclegu, Niby jestem przygotowany na każdą okazję, ale trochę wyprowadza mnie to z dobrego nastroju. Odpalam neta na pięknym Gorlickim rynku i dokonuję szybkiego przeglądu możliwości.
Jak to mówią hehe no mam farta ląduję w Hotelu Nauczycielskim – no co w końcu dzień Edukacji Narodowej, w komfortowej jak na moje oczekiwania jedynce zlokalizowanej minutę spaceru od rynku. W cenie, za którą w zwykłym hotelu może kupicie śniadanie. Dzień kończę spacerem. To przecież w Gorlicach zaświeciła pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa! Na koniec małe zaskoczenie – stacja obsługi rowerów na stacji benzynowej – jestem na TAK!
CDN…
W ostatnim odcinku wyruszymy z Gorlic w kierunku północy do Tarnowa. Przejedziemy przez „Polski Kuwejt” słynący z wydobycia ropy naftowej i odwiedzimy perełkę przyrodniczą słynącą z różnorodnych formacji skalnych,
Tymczasem możesz zapoznać się ze śladem mojej podróży i wygodny sposób pobrać wraz z Waypointami, do swojej aplikacji.
Pingback: Roztocze Bieszczady Beskid Niski – wyprawa rowerowa 2020 część 3 Lutowiska – Cisna – Lisie opowieści
Pingback: Roztocze Bieszczady Beskid Niski rowerem III – Lisie opowieści