Wskazując na mapie Częstochowę od razu myśli się o malowniczej Jurze. Jednak tym razem uśmiechał się z mapy spory obszar leśny położony na zachód od tego miasta, czyli Park Krajobrazowy Lasy nad Górną Liswartą. Mapa się uśmiechała pogoda nieco mniej. Czy może to być przeszkodą w kolejnej wycieczce? Lecimy z Joanną i jej „mieszczuchem” na „leśne utwardzone” :p
Już na starcie nie obeszło się bez „przygody” w wyniku, której pociąg dociera do Częstochowy z ponad godzinnym opóźnieniem. Plan złapania połączenia do Lublińca bierze w łeb. Narada wojenna i szybka decyzja o odwróceniu trasy jest próbą ratowania dnia. Powrotny pociąg z Lublińca jest dużo, dużo wcześniej niż bym sobie tego życzył. Do tego ta pogoda … ponoć miało być pochmurno. Tymczasem niebo płakało jak opuszczaliśmy miasto i nim dotarliśmy do Blachowni, obliczałem ile jeszcze czasu potrzebuję by było mi już wszystko jedno czy jadę w kurtce czy bez niej. Nie warto było zwlekać i jak najszybciej sięgam po sprawdzony środek w postaci dodatkowych skarpet o pojemności 35l, a Aśka proponuje zakup disajnerskich pelerynek.
Mimo wszystko entuzjazm dopisuje i z radością zatapiam opony w pierwsze „leśne utwardzone” drogi prowadzące przez lasy porastające Obniżenie Liswarty i Prosny.
Lekki piaseczek i dywany z liści prowadzą nas do Diabelskiego Kamienia pod Olszyną. Głaz słusznych rozmiarów porzucony ponoć przez czarta po przegranym zakładzie z miejscowym proboszczem to w rzeczywistości pozostałość po zlodowaceniu środkowopolskim. Lecz tu ciekawostka. Nie jest to pierwotne miejsce pozostawienia głazu przez lądolód. Został tu przetransportowany na polencie koszęcińskiego księcia Karola Gotfryda zu Hohenlohe w celu zabezpieczenia przed okradaniem mieszczącej się tu krypty olszyńskich panów. Kamień będący pieczęcią spokoju zmarłych pochodził z okolic pobliskiej Hadry.
Jeszcze chwila przez las, przejazd groblą pomiędzy stawami i już lądujemy na moście przez Liswartę. Ta malownicza rzeka tworząca piękne przełomy w tym miejscu prezentuje się, jako mała strużka i nie pozwala raczej na pokonywanie jej kajakiem. Tym bardziej, że w zaroślach majaczy żeremie bobrowe piętrzące gdzieś powyżej wodę na tym strumyku. Pewnie jakby było sucho to podszedłbym zrobić jakąś fotkę, ale dziś chcę mieć jeszcze jakiś cm kwadratowy suchego ubrania.
Wreszcie asfalt i … przestaje padać. Droga wiedzie nas w kierunku Koszęcina. Tam znajduje się ogromny zamek/pałac i siedziba Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Jeszcze przed podbojem pięknego pałacu księcia zu Hohenlohe focimy fontannę z fortepianem i ławeczkę, na której już z daleka rozpoznaję postać Stanisława Hadyny – współzałożyciela (obok Elwiry Kamińskiej) i wieloletniego dyrektora Zespołu. Rozpoznaję – miałem, bowiem przyjemność „pogawędzić” z nim kilkukrotnie podczas wizyty w Wiślanym amfiteatrze 🙂 Pałac robi duże wrażenie, bo jest całkiem duży :p i pewnie, dlatego długo szukamy najlepszej perspektywy na fotę.
Poszukiwania kierują moje myśli na małe, ciepłe conieco i ogrzanie się w jakiejś regionalnej izbie. Nic tak nie stawia na nogi jak ciepła zupka o ile jest jej dużo. Tej było na jedną nóżkę. Jednak dalszy plan jest prosty J Realizujemy plan punkt po punkcie i już wkrótce znów mkniemy leśnymi szlakami. Tym razem „zielony” prowadzi nas przez malownicze Uroczysko Potempowe. Dęby otaczające polanę pogubiły już liście jednak wciąż wyglądają bardzo majestatycznie.
Lasy piękne, drogi leśne same prowadzą i mimo, że pokryte pisakiem nie przeszkadzają w pokonywaniu kilometrów. Wreszcie też pojawia się słońce i dodaje kolorów jesiennym liściom. Żal wyjeżdżać z tych ostępów, tym bardziej, że szlak prowadzi do Ciasnej :p
Przed nami zamek w Lublińcu. Na dziedzińcu podejmujemy szybką decyzję. Jeszcze dwa pałace w planach i nieco ponad godzina czasu. Dociskamy koła i mkniemy.
No prawie. Niczego tak nie lubię jak ścieżek rowerowych wijących się raz po jednej raz po drugiej stronie drogi. Po chwili już przed nami prezentuje się majestatyczny pałac Ludwika Karola von Ballestrema w Kochciach. To już moja druga wizyta w tym miejscu. Poprzednio byłem tu robiąc tajemniczy projekt zwany „i lov-ką”. I teraz i poprzednio zachwyca mnie bryła tego pałacu. Mimo ponurej pogody prezentuje się wspaniale.
Jest wreszcie ostatni akcent dzisiejszego wyjazdu. Skromniutki pałac w Kochanowicach.
Mkniemy już na pociąg, ale ja robię postój po świeże bułki na kolację – mam szybszy rower to mogę sobie pozwolić na postoje :p . Wpadamy na stację i już po 10 minutach turlamy się poczciwym en57 do Częstochowy. Kończy się ten nad wyraz krótki dzień, udaje się nam złapać wcześniejsze regio do Łodzi, w którym spokojnie suszymy rowery i kurtki. Jestem pod wrażeniem trasę zaplanowaną na 11h robimy w 8,5 jest moc J, ale trzeba będzie tu wrócić by mocniej poeksplorować teren :d
Trasa wycieczki: Częstochowa – Stara Gorzelnia – Blachownia – Aleksandria – olszyna – Mochała – Cieszowa – Koszęcin – piłka – Lubliniec – Kochcice – Kochanowice 25.10.17 / 78km