Plan był prosty, przejechać się częścią Bursztynowego Szlaku Rowerowego na trasie Syców – Kalisz. Dzień rozpocząłem w Twardogórze jednak podróż najprostszą drogą do Sycowa odrzuciłem już na etapie planowania wycieczki …. i było warto!
Start tradycyjny – szybki objazd Twardogóry z pięknym ratuszem i pałacem. Po drodze odnajduję jeszcze rzeźbę przeniesioną z pobliskiego Goszcza (ruiny kompleksu pałacowego odwiedzonego w zeszłym roku) i lecimy.
Na pierwszy ogień Sosnówka i tu atrakcja zrzuca mnie z roweru. Przyznam się, że nie spodziewałem się tej skali. Znajduje się tu największa na świecie prywatna kolekcja fragmentów MURU BERLIŃSKIEGO. Jest to artystyczna wypowiedź pewnego kolekcjonera dzieł sztuki. Około 30 fragmentów ułożonych jest w kształt postaci przedstawianej na graffiti. Robi wrażenie.
Niedaleko jest również galeria prac artysty.
Czas na chwilę oddechu. Głównie bezdrożami zwiedzając po drodze ciekawe kościółki i pałace – zwłaszcza ten w Stradomii, którego historia przez ponad 300lat jest jak piszą „bezpiecznie nudna”. Po remoncie (jeszcze za czasów PGR w końcówce roku 90tego! ) szybko znajduje prywatnego nabywcę. Niestety w 1999 roku wybucha w wieży pożar. Ponoć tuż po usunięciu z niej bocianiego gniazda, co przyniosło niefart …
Docieram wreszcie do Leśnego Arboretum im. Prof Stefana Białoboka. Obiecuję sobie „pół godziny” i wychodzę po prawie 1,5 😀. Spacer po tym miejscu jest atrakcyjny zwłaszcza wiosną, ale i teraz warto to zajrzeć. Zwłaszcza po to by przespacerować się drewnianą ścieżką rozłożoną na tafli jeziora. Paczam na zegarek – najwyższy czas jest 14:30!! i w tym momencie uświadamiam sobie, że na blacie mam już 40km, a do Kalisza zostało mi ze … 100 j.p.
Dociskamy i po chwili przelatuje już przez Syców. Tu krótki postój i kieruję się na Kobylą Górę. Najwyższy szczyt Wzgórz Ostrzeszowskich, a zarazem najwyższa góra Wielkopolski – całe 284m n.p.m. Od tego miejsca prawie cały czas mam przewagę zjazdów 🙂 Dobra nasza. Przystaję w Kotłowie – ciekawa świątynia w której niedawno archeolodzy odkryli kryptę (dawne prezbiterium) z XIIw! Kolejny przystanek w Rososzycy by popatrzeć jak wali się pałac tym razem XIXw. i Już prawie w Kaliszu. Po drodze jeszcze postój w Żydowie. Jest to miejscowość położona na granicy zaborów Pruskiego i Rosyjskiego (granica przebiegała na rzece Prośnie). Ciekawostką są budynki dawnego posterunku granicznego i domek komendanta. To ostatni akcent na dziś bo czas lecieć na pociąg. Tym razem już bez wielkiego pośpiechu bo mam około 30 minut odpoczynku na dworcu
🙂 Podsumowanie – szlak wyznakowany średnio, ale warty odwiedzin i przyjdzie czas na jego kontynuację w przyszłości. Całość 131km pięknego letniego kręcenia.