Dawno nie wstawało mi się tak lekko. Choć nieco zamglony poranek mógłby nie nastarajać optymistycznie to jednak obietnica ciekawej trasy i ta niepewność dotycząca rowerów, które wynajęliśmy z wypożyczalni to jak się okazało bardzo pobudzająca mieszanka. Dziś trasa wokół jeziora Czorsztyńskiego i krótki wypad na Słowację w towarzystwie Agaty, Karoliny i Marty 🙂
Zaczynamy delikatnie lekkim podjazdem z trasy 969 na wzgórze gdzie rozłożyła się Osada Czorsztyn. To swego czasu nagrodzona koncepcja skansenu i osady o funkcjach turystycznych. Jej budowę rozpoczęto w 1997r. Przeniesiono tu obiekty z miejscowości: Maniowy, Kluszkowce, Czorsztyn, które znalazły się pod wodami zalewu.
Zrekonstruowano tu również obiekty z Maniowów rozebrane jeszcze w latach siedemdziesiątych przez Muzeum Tatrzańskie celem ich późniejszego muzealnego odtworzenia.
Zobaczycie tu zabudowania wiejskie i bardzo reprezentacyjne wille. Niektóre pełnią funkcje użytkowe. Każdy z obiektów ma swoją historię, którą możecie poznać choćby tu. Całość uzupełnia podobno bajeczny widok na aż pięć parków narodowych.
ja widziałem tylko trzy 🙂
Krótki postój i już szukamy zjazdu na szlak. Wyszło, że przez łączkę i biegnącą nią szutrówkę będzie najbliżej wiec tym większe wrażenie robi gładki asfalcik jaki napotykamy na #veloczorsztyn.
Pierwsze wrażenie jest zawsze najważniejsze i decyduje o całości dnia. Szlak pięknie zabezpieczony, skarpy bezpiecznie strzegą nasypów, choć … trawa nie wszędzie jeszcze wzmocniła te konstrukcje i po ostatnich ulewnych deszczach zdarzają się odcinki z osypanymi okruchami skalnymi, … ale zaraz, zaraz jesteśmy w górach więc jak się nie podoba, to pewnie gdzieś w lesie jest jakaś błotnista/leśna która tylko czeka na Twoje wyglansowane SPDeki. Nikt Cię tu na siłę nie trzyma 😀
Nasze rumaki rwą ochoczo do przodu tym bardziej, że ich wąskie turystyczne oponki na to pozwalają. Choć w zasadzie to my, bo z każdym kilometrem coraz śmielej poczynamy sobie na naszych wypożyczonych rowerkach.
Trzeba uważać. Tuż za ostrym zjazdem może się pojawić zakręt niemalże o 180 stopni. Taki już urok trasy terenowej. Podobają mi się interakcje z mijanymi rowerzystami. Podniesiona piątka, czy rzucone znad kierownicy „cześć” zawsze milej nastrajają do pokonywanych trudów.
Mijane MORy zachęcają do odpoczynku. Niemałe wrażenie robi serpentyna pod mostem w Dębnie na Dunajcu. Widać ile pracy zostało włożone w budowę szlaku.
W Dębnie warto z niego na chwilę odbić do centrum miejscowości (tu przydałby się znak dla tych co bezwiednie podążają szlakiem). Jak piszę – warto, bo w cieniu drzew ukryła się tu drewniana perełka na skalę światową. Pięć i pół wieku temu powstał tu za czasów panowania Kazimierza Jagiellończyka drewniany kościół.
Wnętrze zdobi niezwykła, oryginalna, bogata w ornamenty roślinne polichromia datowana na 1500r :O, zachwyca drewniany krucyfiks na belce tęczowej datowany na 1380r.
Warto przysiąść na chwilę by w spokoju wraz z głosem lektora podziwiać zgromadzone tu zabytki czy zażyć chwili relaksu w cieniu drzew by wspomnieć postać filmowego Janosika, który brał tu ślub z Maryną.
Wracamy na szlak. Trasa prowadzi tu obrzeżem ruchliwej drogi. Większą jej częścią poprowadzono tu jednak kontrapas by jej nie przekraczać. … mimo to na moście przez Białkę i tak trzeba bo jest zbyt wąski na przepisowe jej poprowadzenie. Po prostu w tym miejscu uważajcie!
Nie wiem czemu, ale we Frydmanie zjeżdżam z #veloczorsztyn na #velodunajec, szybko jednak naprawiam ten błąd nawigacyjny tym bardziej, że dziewczyny znalazły już fajne miejsce na postój. Moja przedłużająca się nieobecność zagęszcza atmosferę i ciupaga już ponoć wisi w powietrzu 😀
Tuż przed Falsztynem konkretny podjazd. Za nim niesamowity most na bezimiennym potoku lecz był to wstęp do wspinaczki na „ścianę płaczu”.



To jedna z najhonorniejszych wspinaczek na tym szlaku. Nie dziwi widok prowadzonych rowerów.
Jednak to nie rower, a siedzący na nim rowerzysta i jego siła charakteru pozwlają pokonać tę wyniosłość – o czym i my z niemałą satysfakcją się przekonujemy.
Radość z pokonanego w dobrym stylu podjazdu olbrzymia 😀 tym bardziej, że tuż za zakrętem otwiera się panorama na całe jezioro, zamki Niedzica i Czorsztyn, a powietrzu wisi obietnica szaleńczego zjazdu 😀
Jednak … pamiętajcie o zakrętach, innych użytkownikach oraz znienacka uchodzącym powietrzu z kół. Tuz za Zielonymi Skałkami i nam przydarzyła się taka sytuacja i jak zwykle kibice są najważniejsi 😀
Mija połowa dnia. Zaczyna być tłoczno tym bardziej, że zbliżamy się do Niedzicy. Jedna z najważniejszych atrakcji na trasie. Jednak my szybko uciekamy od zgiełku.
Króciutko gościmy na tamie i jeszcze szybciej uciekamy na senną Słowację gdzie w spokojnym tempie możemy podziwiać najpiękniejsze widoki na naszej trasie.
Otwiera się tu panorama spływu Dunajcem i widok na majestatyczny szczyt Trzech koron. To już cześć szlaku #velodunajec. Spokojnie, prawie leniwie podziwiając widoki docieramy do Czerwonego Klasztoru.
W tym ważnym dla słowackiej kultury miejscu powstał pierwszy przekład biblii na język słowacki oraz wspaniały zielnik roślin tatrzańskich brata Cypriana, który miał ponoć niezłe odloty.
Zresztą sprawdźcie sami jakie legendy kryją się w klasztornych murach. Było to niesamowite miejsce pracy, koncentracji i skupienia. Możesz i Ty też pokontemplować przy małym złocistym 😛
W pobliżu klasztoru znajduje się kładka graniczna umożliwiająca powrót na polską stronę do Sromowców Niżnych.
Szlak rowerowy zakręca tu trochę po miejscowości prowadząc w pobliże schroniska „Trzy korony” i do pawilonu edukacyjnego Pienińskiego Parku Narodowego. Jednak to również tutaj możecie zrobić najpiękniejsze zdjęcie z „wyprawy” 😀
Trasa prowadząca lewym brzegiem rzeki raz po raz mija się tu z ruchliwą drogą, ale i tu pojawiają się co jakiś czas kontrapasy. Wkrótce docieramy do stóp zapory.
To ostatni podjazd przed czekającą nas przeprawą promem wodnym. Chwila relaksu i już okrętujemy się z całą masą rowerów, dla której promy musiały zrezygnować z części miejsc dla siedzących w ich wnętrzu :D.
Z jeziora roztacza się widok na obydwa zamki. Niebieskie niebo nastraja do cykania fot 😀
Cały dzień i zmęczenie dają już znać o sobie. Te ostatnie 40m w pionie pokonujemy ostatkiem sił. Na tę dolegliwość rada mogła być tylko jedna. Nasz treneł zalecił nam dogłębną odnowę sił i regenerację w pobliskim uzdrowisku Szczawnica Zdrój słynącym z dodających witalności pienistych wód podawanych w towarzystwie dzikiej wyżerki.
Na trasie korzystaliśmy z przewodnika „Zakręć w Tatry” autorstwa Wojciecha Goja, który możecie zdobyć w Europejskim Ugrupowaniu Współpracy Terytorialnej TATRY z o.o.
Pomocne strony:
WWW.szlakwokoltatr.eu/GO gdzie znajdziecie opisy wszystkich odcinków
Ślady GPX szlaku wokół Tatr
Maniola
W Pieninach byłam raz. Na studiach. Ćwiczenia terenowe. Bardzo przyjemnie się Ciebie czyta i wspomnienia wracają 😊
vulpecula
To takie góry gdzie zawsze chce się pojechać, a zwykle leci się gdzieś dalej. Ja z praktyk pamiętam Wąwóz Homole. Potem, na szczęście udało się tu wrócić i latem i zimą. O każdej porze roku warto 🙂 PS. Dziękuję 🙂