Ostatni weekend spędziłem na długo planowanej „wyprawce”, czyli kulinarno slajdowym spotkaniu przyjaciół podróżników. Przy okazji było jeżdżone po wspaniałej krainie z urzekającym krajobrazem. Piękne wydłużone jeziora i pagórkowaty charakter są wymownym śladem, że powstał on za sprawą wycofujących się stąd lodowców.
Zaczynam moją przygodę w Lubieniu Kujawskim. Z przesiadką w Łodzi i Kutnie mimo wszystko udaje się dotrzeć o rozsądnej godzinie. Pora śniadania, zatem w promieniach słońca delikatnie budzę się do życia.
Trasa prowadzi pagórkami. Wyraźnie zaznacza się polodowcowy charakter rzeźby tej okolicy. Wkrótce też docieram do Chodeczka i rejestruję pierwszy na trasie pałac, których nie zabraknie na tej wyprawie. Dziś mieści się tu zarząd gospodarstwa rolnego, dawniej był siedzibą rodu mającego w posiadaniu kilka miast i kilkadziesiąt okolicznych wsi. Tuż obok pierwszy wiatrak. Po wyjeździe powiem, że dzień bez wiatraka to dzień stracony.


Za chwilę już Chodecz z malowniczą panoramą jeziora położonego poniżej miasteczka. Prowadzi nad nie stromy zjazd, ale tym razem jeszcze daleka droga, więc rzucam tylko okiem. Za kilka km dotrę do największej atrakcji wyjazdu. Wszyscy straszą, że mokro tam, a mnie rower prowadzi suchą leśną ścieżką. Kujawskie Piramidy znane były miejscowym od dawna. Pierwsze poważne badania kujawskich grobowców były prowadzone już w 1873r. Jednak to 61 lat później za sprawą Konrada Jażdżewskiego rozpoczęły się starania o wpisanie ich na listę obiektów chronionych. Udało się to dopiero w latach 60-tych XXw.
Wchodząc na teren rezerwatu rzuca się w oczy ten największy. Jego czoło ma 10m szerokości otoczone jest 1,5m głazami. Jest długi na 115m. Zdjęcia nie są w stanie oddać potęgi tej budowli. Tuz obok po lewej i prawej wśród drzew zlokalizowane są kolejne. Jest ich pięć. Ich wiek określa się na minimum 3500 lat są, więc dużo starsze niż egipskie piramidy.
Pozostałe grobowce ułożone są równolegle w całym zagajniku. Jednak nie są już tak imponujących rozmiarów. Wewnątrz znajdują się miejsca pochówku. Grobowce były wyrazem silnej wiary w życie pozagrobowe, zatem w zamyśle budowniczych miały zapewnić stałe i bezpieczne miejsce spoczynku.
Ze względu na to, że zmarłych wyposażano na ostatnią drogę, grobowce stanowią ważne odniesienie w badaniach archeologicznych. Znaleziono tu, bowiem mnóstwo fragmentów naczyń, broni i innych artefaktów. Ogrom tych „budowli” sprawia niesamowite wrażenie. Z żalem odpuszczam Sarnowo i Lubraniec. Znajdują się tam kolejne stanowiska archeologiczne. Jest to jednak temat, do którego z pewnością powrócę na jakiejś jednodniówce.
Izbica Kujawska – w tutejszym dworku mieszkała przyszła Tekla Krzyżanowska, czyli mama Fryderyka Chopina. W zamierzchłych czasach miasteczko było ważnym lokalnym ośrodkiem gospodarczym, jednak potop Szwedzki położył kres dalszemu rozwojowi ośrodka. Nie ma kawy za to w pobliskiej księgarni odkrywam zakurzona mapę Pojezierza Gostynińskiego – gratka.



Podziwiam imponujący kościół i robię krótką sesję na cmentarzu ewangelickim. W GPSie mam namiar na Kopalnię Tomisławie, czyli nową odkrywkę Kopalni Węgla Brunatnego Konin. Postanawiam jeszcze rzucić wzrokiem, bo pod drodze mijam hałdy nowego zwałowiska zewnętrznego. Docieram do miejscowości Boguszyczki. Graniczy ona bezpośrednio z odkrywką. Postanowiłem wspiąć się na niewysoki wał ziemny na granicy osady. Na jego szczycie zobaczyłem za nim wielką pustkę, po której niezdarnie przesuwała się olbrzymia koparka przesypująca ziemię. Teraz dopiero zrozumiałem, dlaczego w najbliższym gospodarstwie nie świecą się światła. Kopalnia prowadzi sukcesywne wysiedlenia, ale tylko gospodarstw będących najbliżej wyrobiska. Zadziwił mnie ten mocno apokaliptyczny krajobraz.






Jeszcze chwila i będę musiał opuścić asfaltowe drogi. Zależy mi na maksymalnym skróceniu trasy i wybieram polne utwardzone zamiast kluczenia pomiędzy miejscowościami… Wreszcie docieram do Skulska. Jakieś 20km do celu. Z ulgą zasiadam na ławeczce kontemplując wartości energetyczne jajeczka.
Jeszcze jeden wysiłek i wreszcie jest. Rozświetlony dom pełen podróżników opowiadających o swoich wyprawach wita mnie staropolskim … kubkiem herbaty 😀
Kolejny dzień zaczyna się już spokojnie. Po długiej nocy postanawiamy jechać do Lichenia. Noc była mglista i zimna. Stąd na drzewach i krzewach odkrywam piękne bryły lodu i szadzi. Trzeba się spieszyć – słońce już budzi się do życia i za chwilę ten widok zmieni się w skapującą z drzew wodę.
Znów docieram na krawędź odkrywki. Tym razem w dzień mogę podziwiać jej ogrom. Jest to teren odkrywki Jóźwin. Węgiel stad wybierany jest transportowany do odległej o kilkanaście km elektrowni Pątnów. Odwracam wzrok w kierunku zieleniących się pól. Tam czuć jednak więcej radości i życia.
Przejeżdżając przez Biskupie w oko wpada mi klasycystyczny pałac stojący pośrodku krajobrazowego parku. Nie odmawiam sobie chwili oddechu i paru fot. Tymczasem gonię moich towarzyszy i już wkrótce wpadamy do Lichenia. Tu czas na małe zwiedzanie tego obiektu i chwilę regeneracji w miejscowej jadłodajni dla pielgrzymów.
Historia tego miejsca związana jest ze szlachcicem Tomaszem Kłosowskim. Gdy ranny w Bitwie Narodów pod Lipskiem w 1813r. wzywał opieki Maryi dostąpił objawienia. Miał udostępnić wiernym obraz zgodny z tą wizją. Pozbawiony majątku za udział w zrywach niepodległościowych osiedlił się w nieodległym od Lichenia Izabelinie. Zgodny z objawieniem obraz odnalazł po 23 latach podczas jednej z pielgrzymek do Częstochowy. Sprowadził go ze wsi Lgota. Przechowywał go w domu a następnie po chorobie umieścił na sośnie w lesie. Ze względu na słabą dostępność obraz był odwiedzany jedynie przez miejscowego pasterza Mikołaja Sikatka. Również i on doświadczył objawień. Wówczas to postanowiono przenieść obraz do świątyni świętej Doroty w Licheniu. Wolę i ja nieco mniejszy rozmach i z ulgą uciekam do niej z terenu nowego sanktuarium. Pięknie położona na wzgórzu, z piękną perspektywą na jezioro.
Wracamy. Chłopaki gnają, co koń wyskoczy ja mam jeszcze postój w Piotrkowicach. Znajduję tu XIXw siedzibę szlachecką. Tuż obok zachwycają pozostałości ceglanego spichrza.
Za chwilę też Ślesin. Przy wjeździe wita nas reprezentacyjna brama. Mieszkańcy pobudowali ją ponoć by powitać samego Napoleona. Jednak przemierzający ze swoimi wojskami całą Europę wódz chyba nie wiedział o tym geście i napoleońską została brama tylko z nazwy. Na rynku pięknie prezentuje się gęsia fontanna z postacią handlarza niosącego tego smacznego ptaka. Okolica słynęła z hodowli i handlu. Przy okazji wykształcił się tu specyficzny język tzw. Kmina Ochweśnicka – tajny język wspólnoty handlarzy i oszustów. Choć początkowo był używany przez handlujących religijnymi obrazami (ochweśników) to szybko rozprzestrzenił się wśród innych społeczności: handlarzy pierzem (agaciarzy) i wędrownych lekarzy-oszustów (medycyniarzy). Słowa z kminy ochweśnickiej są często zapożyczeniami z innych języków.
Jest jeszcze chwila by wygrzać się w słonecznych promieniach nad ślesińskim bulwarem i wracamy. Ja jak zwykle jeszcze staję po drodze. Bo drewniany kościołek w Ostrowążu, a i w samej Wilczogórze jest, co zwiedzać.
Wreszcie z zachodem słońca docieram do kwatery. W samą porę, bo tłok już w kuchni się przemielił i spokojnie można zacząć przygotowywać kolację słuchając podróżniczych opowieści. Tego dnia jeszcze posmakujemy pysznej kuchni uczestników wyprawki. To będzie długa noc. W jej trakcie wracamy wspomnieniami do Nordkapp. Bowiem jest nas tu prawie komplet z wyprawy. Na deser są jeszcze zdjęcia z lata i zupełne inne oblicze Norwegii. Jest też relacja z maratonu rowerowego Nordkapp 4000 – to już zupełnie inny rodzaj podróżowania, … ale czas już spać
Rano po śniadaniu powoli żegnamy się z uczestnikami wyprawki i wspólnie z Arkiem ruszamy ku Kruszwicy o czym będzie w drugiej części 🙂
Trasa1: Lubień Kujawski – Chodecz – Wietrzychowice – Izbica Kujawska – Sierakowy – Zaryń – Wierzbinek – Przewóz – Skulsk – Wtórki – Wilczogóra – Wilczyn – Świętne
Trasa2: Świętne – Kaliska – Wielkopole – Biskupia – Sarnowa – Ślasin – Piotrkowice – Licheń – Wygoda – ostrowąz – Kopydłowa – Wilczyn – Świętne
Pingback: Wyprawka na Kujawy cz II. – Lisie opowieści