Szybka jednodniówka na pograniczu Wielkopolski i Łódzkiego. Choć zaczynam dość późno ze względu na połączenie kolejowe, to możliwość odwiedzenia nowych terenów i ciekawe atrakcje na trasie powodują, że z radością łapię ten rowerowy zwiastun wiosny. W planach Zamek Kazimierzowski w Kole, zachwycające polichromie Mehoffera w Turku i wizyta na zimowej Riwierze Tureckiej.
Dziś niestety będzie sporo przejazdów drogami, lecz znikomy ruch samochodów jakoś nie przeszkadza. Rozpoczynam na dworcu w Kole. Dziś najczęściej kojarzone jest z ceramiką sanitarną jednak to słynne fajansy z farfurni Freudenreichów rozsławiły to miasto w przeszłości. Bogactwo wzorów fabryki można podziwiać w lokalnym Muzeum Technik Ceramicznych. Nim wjadę na rynek, muszę jeszcze przekroczyć rozlewiska i starorzecza Warty. Miasto bowiem rozlokowało się po przeciwnej stronie niż dworzec. Podziwiam piękny i wyniosły ratusz, XIVw. , Kościół Podwyższenia i zabudowania klasztoru Bernardynów.
Wkrótce skręcam na wały i kieruje się wzdłuż brzegów Warty. Ze zgrozą wsłuchuję się w jęki wyczyszczonego i nasmarowanego wczoraj łańcucha. Roztapiający się śnieg i błoto wkrótce obrócą te pracą wniwecz ;D, co skończy się płukaniem napędu butelką mineralnej …
Wkrótce na wale zaczyna się rysować sylweta zamku pamiętającego czasy Kazimierza Wielkiego. Budował on liczne, choć proste zamki. Zwykle na planie kwadratu z dominująca wieża ostatniej obrony – na tyle solidną, że często jako jedyne pozostały do naszych czasów. Podobnie i tu. Zamek spustoszony przez Szwedów podupadał i jedyna pamiątka jego wielkości jest właśnie wieża. Z zamkowego wyniesienia podziwiam panoramę na dolinę Warty i Koło.
Spod zamku kieruję się na Kościelec. Na wjeździe do miejscowości wita mnie obniżenie … Kiełbaski (taka rzeka), a także mur oporowy przepięknej rezydencji. Biały pałac powstał dla Cypriana barona Belzig von Kreutz, który stał się właścicielem tych ziem w uznaniu jego wieloletniej służby w armii rosyjskiej. Pałac wraz z romantycznym parkiem pozostawiają niezapomniane wrażenie. Z pewnością było to jedno z piękniejszych założeń rezydencjonalnych końca XIXw.
Niejako naprzeciw bramy wjazdowej do parku, po przeciwnej stronie skrzyżowania, znajduje się dużo skromniejszy, lecz równie ciekawy zajazd z przełomu XVIII i XIXw.
Na wylocie z Kościelca zahaczam jeszcze o miniskansen maszyn rolniczych znajdujący się przy zespole szkół, w którym możecie podziwiać min wiekową Vistulę.
Z racji krótkiego dnia wybieram najkrótszą drogę do Turku. Ruch jest średni więc te 15km nie jest jakimś tam wyzwaniem. Przeszkadza tylko południowy wiatr. Dlatego z ulgą dostrzegam na horyzoncie wieże tureckiego kościoła 🙂
To w nim kryje się jedna z największych atrakcji miejscowości. Chwilę spędzam jeszcze na rynku i zaglądam do dawnego ratusza, gdzie mieści się muzeum i informacja turystyczna. Z rynkiem sąsiaduje plac, na którym pobudowano na początku XXw Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Przez wiele lat po budowie, jego wnętrze było puste. Gdy parafię objął ks. Józef Florczak, powołał Komitet Malowania Kościoła. Ksiądz Florczak był wcześniej urzędnikiem Watykańskim i studiował w Rzymie. Tam poznał Józefa Mehoffera. To właśnie jemu powierzono przygotowanie projektu malowania świątyni. Powstało dzieło wyjątkowe. Bogata polichromia ścian i sklepień, obrazy ołtarzowe, witraże i stacje drogi krzyżowej. Zdaniem znawców sztuki są to najważniejsze dzieła z okresu późnej twórczości artysty. Dzieło było wybitne, choć w pewnym sensie nieukończone. Dopiero w 2002r wstawiono ostatnich osiem witraży zrealizowanych wg oryginalnego projektu malarza. Ich wcześniejszą realizację uniemożliwił wybuch wojny.
Chylę jeszcze czoła przed samym mistrzem, który siedzi na ławeczce, spoglądając z cienia drzew na wyniosłe wieże kościoła i opuszczam Turek, będąc pod wielkim wrażeniem dzieła.
Wyjeżdżając z miasta, nie sposób nie zauważyć zespołu Elektrowni Adamów. Ze względu na kurczące się zasoby węgla oraz wysokie koszty dostosowywania do norm emisji zanieczyszczeń, produkcja energii w tym kompleksie jest wygaszona. Ostatni działający blok energetyczny wyłączono z użytkowania 1 stycznia 2018 roku o godzinie 2:49. Budynki Elektrowni mają z czasem zniknąć z powierzchni ziemi. Jednak oprócz samych budowli elektrowni w pobliżu Turku jest jeszcze jedno miejsce, które przyciąga ludzi jak magnes.
Któż nie słyszał o słynnej Riwierze Tureckiej? Co roku przez media przetacza się fala zdjęć i doniesień o nieostrożnych spacerowiczach 🙂 Zacznijmy jednak od początku. W pobliżu miejscowości Gajówka znajdowało się w latach 70-tych wyrobisko węgla. Po jego wydobyciu postanowiono zlokalizować tu składowisko odpadów piecowych z pobliskiej elektrowni. Uwodnioną pulpę złożoną z popiołów i żużli doprowadzał tu rurociąg, który widać przy drodze. Woda potrzebna jest również po to, by drobiny pyłów ze składowiska nie były porywane przez wiatr i roznoszone po okolicy. To właśnie jej obecności miejsce zawdzięcza swoją popularność. Obecność węglanów wapnia zawartych w odpadach paleniskowych nadaje jej niesamowity zielonkawo – niebieski kolor.
Przy sprzyjającym oświetleniu kolor wody i biel „piasku”, który w rzeczywistości jest pyłem paleniskowym, stają się niezapomnianym plenerem zdjęciowym. Miejsce urzeka tak bardzo, że wielu nie zważa na niestabilne dno składowiska i próbuje wejść do wody, co kończy się szybkim ugrzęźnięciem. Ślady po „śmiałkach” są łatwo dostrzegalne. Sama woda ma odczyn około 12ph co sprzyja raczej wysuszaniu skóry niż daje radości z kąpieli. Ta zresztą ze względu na opisywane już niestabilne dno jest zakazana.
Spędzam więc i ja chwile na małej sesji foto, nic dziwnego, że nad zbiornikiem łapie mnie późne popołudnie.
Obieram więc jak najkrótszą drogę do linii kolejowej. Mijam Dobrą znaną z męskiej procesji w święto Emaus. Tuż za nią odwiedzam jeszcze dawny kirkut i miejsce bitwy pod Dobrą, będącej jedną z najkrwawszych i najtragiczniejszych potyczek konfederacji barskiej…
Jeszcze kilka km i docieram do Dąbrowy. Tu w zasadzie według planu miałem odbić nad Zalew Jeziorsko i kierować się do Sieradza. Przypominało mi się jednak, że nowe połączenie ŁKA oferuje znacznie ciekawszy wariant powrotu z Błaszek. Sprawdzam godzinę i opcja ta idealnie wpisuje się w moje możliwości. Zostało mi 20km i 2h czasu do odjazdu pociągu. Coraz szybciej zapada zmrok i ostanie kilometry pokonuję już po ciemku. Odpuszczam tym samym „straszny dwór” w Kalinowej by tym razem nie wpaść na dworzec w ostatniej chwili jak podczas wycieczki Kępno – Błaszki. Niemniej jednak ta sama żarówka i pustka na dworcu przypominają mi o tamtej pamiętnej wycieczce 😀