Drugi odcinek relacji z wyprawy po południowo- wschodniej granicy. W poprzedniej części podróżowałem po Centralnym Szlaku Rowerowym Roztocza. Rozpocząłem w Kraśniku. Trasa i zmienna pogoda, odprowadziły mnie mnie do Hrebennego. Po drodze zmagałem się z bezdrożami i wiejącym ze wschodu czyli przeciwnie do kierunku jazdy wiatrem. Roztocze zachwyciło mnie swoim krajobrazem i gościnnością. Poprzedni odcinek przerwałem w miejscowości Siedliska – tu też wznawiam swoją relację.
4
Po dotarciu do Hrebennego chwilę jeszcze podróżowałem po Roztoczu jednak wkrótce krajobraz stał się bardziej wyrównany – prawie, no prawie płaski. Znalazłem się bowiem na Płaskowyżu Tarnogrodzkim. Geograficznie to część Kotliny Sandomierskiej. Tych kilka dni było niemałym oddechem po przewyższeniach poprzedniej krainy. Nawet trochę się wypogodziło, co pozwoliło mi podsuszyć nieco przemoczone po pierwszych dniach części ekwipunku 🙂 To, co zachwyciło mnie w tym rejonie to okazałe cerkwie będące perełkami międzynarodowych list dziedzictwa. Radruż i Chotyniec – dwie wspaniałe drewniane budowle.


Świetnie zachowane i cieszące oko, a co najważniejsze możliwe do zwiedzania! W Radrużu dostępna była również wystawa o sztuce kamieniarskiej regionu i choć w post wrzucę kilaka zdjęć geograficznie z Roztocza, to będą one związane z tym tematem. To właśnie pomiędzy Hrebennem a Horyńcem napotkałem najpiękniejsze cmentarze prawosławne na mojej trasie.
Poruszałem się przez te dni również po Greenvelo. Cieszę się jednak, że już w Horyńcu udało mi się zdobyć dokładną mapę rejonu, co pozwoliło mi na liczne warianty :D. Podczas jednego z nich odnalazłem miejsce szczególnie ważne dla Ukraińców. W m. Młyny znajduje się Panteon Mychajło Werbyckiego.
To autor muzyki do pieśni „Szcze ne wmerła Ukrajina” – hymnu narodowego Ukrainy. Dziś miejsce to znajduje się po naszej stronie granicy … znów było płasko, znów zaczął padać deszcz … znów zwiedzałem arboretum w Bolestraszycach w deszczu i forty przemyskie i sam Przemyśl – i mówcie, co chcecie klimat miast rozłożonych nad rzeką, stukot butów na mokrym bruku i zapach drewna unoszący się z kominów starego miasta mają ten klimat …

Spotkałem też Aggie – dojechała tu aż z Holandii i wiecie jak to jest – ludzie się nie znają, a jadą wspólnie przez ileś kilometrów i jest o czym rozmawiać 🙂

Na tym etapie miałem również jeden z noclegów, które ciężko będzie przebić … spałem w naprawdę różnych miejscach, ale sala balowa … – czemu nie byłem zaskoczony tą propozycją.

5
Tuż za Przemyślem powitał mnie pas pogórzy. Chciałem tego dnia wykorzystać zapowiadające się okno pogodowe i jak najszybciej przebić gdzieś dalej. W mżawce dotarłem do Fredropola i tam uległem … krótka wizyta w sklepie gdzie na grillu dochodziły właśnie pieczone kiełby … a żołądek skręcał się z zazdrości. Cóż było robić, rozstawiłem i ja kociołek pod sklepem i połaskotałem podniebienie kiełbą z wywaru rosołowego – Cud miód paluszki lizać 😛 To była rozsądna decyzja, bowiem wkrótce rozpoczęła się wspinaczka na Kalwarię Pacławską. Na znaku stało 9% … a w życiu! Podjeżdżałem 14 i nigdy rower nie stawał mi dęba, a tu wysadziło mnie z siodła :O .

Spacer po kalwarii przyniósł odpoczynek i stopniową poprawę pogody. Tego dnia miałem jeszcze w planie odwiedzić kolejną z perełek tego wyjazdu. Choć wyglądała niepozornie to cerkiew w Posadzie Rybotyckiej jest najstarszą zachowaną w Polsce. Bardziej przypomina zamek – ma bowiem charakter obronny.

Wieczorem znajduję jeszcze czas na odwiedzenie pobliskiego kirkutu i przegląd roweru. Kolejny dzień powitał mnie już słońcem. Pysznie było rozkoszować się wspinaczką do Arłamowa. Tym bardziej że już na horyzoncie pojawiły się całkiem górskie widoki 🙂 Po wspaniałym zjeździe z Gór Słonnych poruszałem się teraz doliną pomiędzy Pogórzem Środkowobeskidzkim a Beskidami Lesistymi, czyli mówiąc po ludzku, byłem o rzut beretem od Bieszczad 😀 . Po drodze pojawiły się ciekawe i malownicze cerkiewki, deskale z „Cichego memoriału” Andrejkowa, a teren coraz bardziej się podnosił. Ustrzyki Dolne opuściłem już późnym popołudniem, by na granicy dnia zobaczyć panoramę Bieszczad w całej okazałości. To był już ostatni zjazd tego dnia. Do Lutowisk dotarłem dużo później niż każdego innego dnia. Chciałem wykorzystać ten piękny słoneczny dzień, bowiem na jutro prognozy nie były już tak optymistyczne ….
CDN…
Kolejny odcinek to podróż w Bieszczady. Nieco sentymentalna, bardzo odkrywcza i dająca oddech. To piękne widoki, wspaniałe cerkwie i miejsca do których trafiłem bardzo często po raz pierwszy.
Tymczasem możesz zapoznać się ze śladem mojej podróży i wygodny sposób pobrać wraz z Waypointami, do swojej aplikacji.
Pingback: Roztocze Bieszczady Beskid Niski – wyprawa rowerowa 2020 część 3 – Lisie opowieści
Pingback: Roztocze Bieszczady Beskid Niski – wyprawa rowerowa 2020 część 4 Cisna – Gorlice – Lisie opowieści