1

Jak w skrócie przybliżyć prawie 1000km podróży przez południowo-wschodnią Polskę? Działo się tyle, że na niejedną opowieść byłoby materiału. Przede wszystkim spotkałem się z niesamowicie przyjaznymi reakcjami i ludzką życzliwością. Chyba długo jeszcze będę się zastanawiał, jak doszło do niektórych sytuacji :). Przez to ten wyjazd stał się jeszcze przyjemniejszy. Był ogólny plan wyjazdu, szybko jednak został zweryfikowany przez lejący się pod koniec września deszcz. Postanowiłem, że trasa będzie tylko i wyłącznie osią tej wycieczki, a jeśli znajdzie się coś, co będzie warte zobaczenia … to po prostu tam pojadę, nawet jeśli miałbym dołożyć parę, czasem nawet paręnaście km 🙂 Tak wycieczka zmieniła się we wspaniałą włóczęgę po Roztoczu, Pogórzu Przemyskim, Bieszczadach i Beskidzie Niskim. Moją opowieść podzieliłem na kilka odcinków. Każdemu będzie towarzyszyło kilka zdjęć i mapa całej podróży. Na mapce Traseo zaznaczyłem wszystkie ważne punkty podróży: zabytki, ciekawe miejsca, informacje praktyczne.

2

Po prawie całodziennej podróży wysiadłem Kraśniku. Był już późny wieczór, padało, postanowiłem więc jak najszybciej przenieść się w jakieś suchsze miejsce. Mój wybór padł na Schronisko Młodzieżowe. To dobre miejsce na przeczekanie załamania pogody z końca września. Na trasę wyruszam rano. Kraśnik to bardzo rozległa miejscowość i po drodze na dworzec (raptem kilkanaście km od schroniska!) zwiedzam zalew i starszą cześć miasta. Chwila dla fotografa przy tablicy rozpoczynającej moją wędrówkę. Moim przewodnikiem będzie centralny Szlak Rowerowy Roztocza. Prawie 200km trasa prowadzi z Kraśnika przez Hrebenne do Lwowa (przynajmniej teoretycznie – o czym na końcu tego etapu 🙂 ). Już na pierwszym kilometrze spotykam cmentarzyk wojenny. Będzie ich jeszcze wiele na mej trasie. Przyglądam się Roztoczu. Miejscu, po którym będę się poruszał przez najbliższych kilka dni. Mokra od deszczu ziemia nie zachęca do żadnych „skrótów” czy przejazdów bocznymi drogami. Mokry less natychmiast oblepiłby wszystkie ruchome części. Myślę, że trzeba dać trochę czasu tej ziemi.

Tymczasem chłonę jej zapach. Podziwiam sady malinowe spotykane na każdym prawie kilometrze. Dziś nie ma się jeszcze na poprawę pogody i deszcz zniechęca do dalszej jazdy. Nic dziwnego zatem, że kończę ten dzień na jakimś 50tym kilometrze w Batorzu.

Rano odwiedzam tutejszy cmentarz. Znajduję tu tzw. „Kopijnik”. Drewniany monument upamiętnia Węgrów biorących udział w bitwie stoczonej w tej okolicy dn. 6 września 1863r. Węgrzy wspierali polskie Powstanie Styczniowe w zamian za pomoc udzieloną im podczas Wiosny Ludów w 1848 roku.

Tymczasem wreszcie doczekałem się słońca. Rozkoszuję się długimi prostymi, prowadzącymi wzdłuż pasów pól uprawnych. Pierwsze podjazdy dają przedsmak tego co będzie mnie tu czekało. Pierwszy też raz uciekam ze szlaku, by zobaczyć wieżę widokową w Hoszni. Ta pierwsza ucieczka choć krótka, pozwala dobitnie przekonać się o trudnościach, jakie mogą tu czyhać poza głównym szlakiem. Pomiędzy Hosznią Ordynacką a Radecznicą pokonuję pierwsze poza-szlakowe trudności i podziwiam wąwozy.

Chwile wytchnienia tego dnia znajduję przy źródełku św. Antoniego i w zwiedzając pobliskie sanktuarium. Obliczam kilometry do dalszej jazdy i … Choć Centralny Rowerowy Szlak Roztocza jest w zasadzie wyasfaltowany, to czasem potrafi skręcić w jakąś boczną drogę i cieszysz się z prędkości 4km/h, żegnając z myślą o dzisiejszym fajnym noclegu 🙂 . Tak jak na odcinku Dzielce – Szczebrzeszyn. Ooooo jak dziękowałem, że choć dzień upłynął od ostatnich opadów deszczu. Pokonanie tego leśnego, wiodącego pod niewielką górkę odcinka graniczyłoby szaleństwem 😛 . Szczebrzeszyn zdobyłem o zmroku i choć tutejsze schronisko młodzieżowe okazało się niegościnne, to znalazłem przytulne miejsce, gdzie nawet spokojnie umyłem rower po przeprawie z lessem 😀

3

Kolejny dzień rozpoczynam od spaceru po szczebrzeszyńskim kikrucie. To jeden z pierwszych, jakie będę jeszcze odwiedzał. Zachwyca mnie jego spokój.

Kirkut w Szczebrzeszynie.

Odwiedzam też chrząszcza, wzgórze zamkowe i pędzę w kierunku Zwierzyńca. W Józefowie przystaję przy fontannie. To pierwszy kontakt z Greenvelo i rowerzystami nim podążającymi. Cieszę się, że szlak ten tylko przecina moją trasę. Znów zatrzymuję się na zabytkowym kirkucie. Z dala od głównego szlaku i ludzi. Postanawiam, że po raz kolejny zjadę z wyznaczonej trasy. Dzień sprzyja zabawie i postanawiam zobaczyć Szumy na Tanwi i Wodospad Jeleń … kto był, ten wie, że to miejsca świetne pod MTB i taaakim TIRem raczej się tam nie zagląda 🙂 Raczej :p . To była świetna decyzja. Przepiekane miejsce. Wodospad Jeleń zachwycał swoją miniaturowością.

Wodospad na rzece Jeleń.

Cieszę się z tego czasu, jaki mam by spokojnie pofotografować, nasycić się zielenią, wsłuchać w szum wody. Spokojnie wędruję w kierunku Szumów na Tanwi. Niewielka frekwencja odwiedzających to miejsce pod koniec dnia pozwala mi spokojnie po przeciskać się drewnianymi pomostami wiodącymi wzdłuż Tanwi.

Szumy na Tanwi mostki nad nurtem rzeki

Jeden z piękniejszych dni na Roztoczu kończę na MOR w Suścu. W jego pobliżu znajduje się miejsce upamiętniające urodzonego tu Sylwestra Chęcińskiego.

Na mej trasie zaczynają się też wreszcie pojawiać pierwsze drewniane cerkwie i cmentarze prawosławne jak, chociażby ten w Łosieńcu. Zachwyca cerkiew w Bełżcu, zasmuca swoim ogromem tragedii pobliski obóz koncentracyjny.

Obóz koncentracyjny w Bełżcu.

Do granicy zostało kilkanaście kilometrów jednak twórcy szlaku postanowili jeszcze raz wyprowadzić go w pole .. dosłownie!  Krótki odcinek przez PGR w pobliżu Lubyczy królewskiej zostanie na zawsze w mej pamięci 😀 . Wkrótce trasa ucieka w las i podjazdami po kilkanaście procent osiąga teren dawnej wsi Horaj (Goraj). To pamiątka po powojennych wysiedleniach miejscowej ludności. Trudny to był czas.

Ja tymczasem kończę ten etap podróży i docieram do Hrebennego, gdzie Centralny Szlak Rowerowy Roztocza powinien przecinać granicę i prowadzić prosto do Lwowa. Hmmm powinien, bowiem ruch graniczny w Hrebennem nie zezwala na poruszanie się tu rowerzystów. Jak w dowcipie – najbliższe czynne dla rowerzystów przejście rowerowe jest w … Zadziwiają mnie absurdy wschodniej granicy, które tworzą urzędnicy.

Roztocze zachwyciło mnie wspaniałymi krajobrazami, wąwozami, nieprzetartymi szlakami – zupełnie nienadającymi się do jazdy po deszczu, niesamowitymi podjazdami, pierwszymi z wielu na mojej trasie zapomnianymi kirkutami … zasmuciło pełnym symboliki pomnikiem w byłym obozie zagłady w Bełżcu…. pojawiły się pierwsze cerkwie, śpiewna mowa i wspomniana życzliwość gdy niespodziewanie mogłem wyprać przemoczone rzeczy, załapałem się na obiad lub spałem w czyimś ogródku 🙂 Te pierwsze dni i kilometry to także oswojenie się z jazdą, przepak rzeczy w bardziej odpowiednie miejsca i radość z podróży nawet w deszczu czy pod wiatr. Zsiadając z roweru wieczorem, zawsze miałem poczucie, że to był dobrze spędzony czas. … Wybrany szlak rowerowy jest określany jako trudny i nie chciałbym nim jechać przez niektóre odcinki w deszczu … wystarczyło mi to, co było mi dane, tym bardziej że wciąż jechałem pod wiatr. 😀 😀

CDN…

Kolejna opowieść będzie to przejazd na trasie Hrebenne – Przemyśl – Lutowiska wzdłuż wschodniej granicy. Będzie trochę o Greenvelo, ale głównie znów podążałem własnymi ścieżkami. Będzie bajkowy, choć w deszczowej scenerii Przemyśl, zaskakujący nocleg, trudne podjazdy i kolejne piękne widoki ? Będą również pierwsze rowerowe spotkania z … ale to sami zobaczycie.

Tymczasem możecie zerknąć na track z całej wyprawy 🙂